Na desce leży on,
120 kilogramowy gość.
Bez nas, nawet nie oddycha. Serce nie bije. Po prostu umarł.
Ale jesteśmy, żebra ma już złamane,
mostek zapadnięty, a w tchawicę wsadzoną rurę.
Syn płacze. Mówi, że ojciec, tylko wieszał firanę.
Potknął się, nic więcej, tylko się ku*** potknął.
Po 15 minutach migocze, strzał i jest, żyje.
Po dwóch miesiącach jem czekoladę, pomimo diety.
Przyniósł ją osobiście.
Taka, chyba nie tuczy.
Autor: fanpage ” Z Wnętrza Karetki”
Dodaj komentarz