.. Ludzie z pasją

Artur Walczak (Waluś) [*] OLBRZYM o gołębim sercu.

O śmierci Artura wszyscy już pewnie wiedzą.

Waluś walczył dzielnie przez miesiąc, jednak dzisiaj jego organizm powiedział stop. Kilka lat temu na mojej stronie przedstawiłem Wam jego postać.

Powspominajmy więc…

Artur Walczak (Waluś, Bad Boy) ur. 10. 06. 1975 w Gnieźnie. Waluś to jedna z barwniejszych postaci polskiego strongmana. Prawdziwy olbrzym o gołębim sercu… z twarzą bandyty. Na co dzień uśmiechnięty i skory do dowcipów. Na zawodach połaczenie diabla tasmańskiego z człowiekiem demolką. Wulkan energii lubiany przez kibiców i kolegów. Zawsze skory do bezinteresownej pomocy, udziału w przeróżnych akcjach charytatywnych.

Startował w zawodach Strong Man od 2002 roku. Brał udział w setkach zawodów i pokazów, zarówno krajowych jak i międzynarodowych.

Już jako dziecko ciężko było go okiełznać, wszędzie było go pełno i dawał się najbliższym we znaki. Jak sam mówi szczególnie starszej siostrze. Teraz pewnie stwierdzono by u niego ADHD jednak w tamtych czasach nikt nie zawracał sobie głowy takimi głupotami. Na lekcjach wychowania fizycznego był wyróżniającym się uczniem. Po szkole grał przeważnie w piłkę na osiedlowym boisku i bawił się z kumplami we wszystko to w co bawią się dzieciaki z miejskich blokowisk.

Pierwszą sztangę dostał od znajomego trenera hokeja i zaczął nią trenować na korytarzu w blokowej piwnicy. Sztanga to może za dużo powiedziane. Były to po prostu puszki zalane cementem i połączone rurą. Miał wtedy 15 lat, ważył 95kg przy wzroście 185cm. Całkiem słusznej postury nastolatek! Wkrótce jednak prymitywny sprzęt przestał mu wystarczać i znalazł sobie lepiej wyposażoną siłownię w mieście. W tamtych czasach nie było to łatwe. Na początku lat 90tych siłownie delikatnie mówiąc wyglądały nieco inaczej niż te w których możemy trenować dzisiaj.

Kto pamięta te czasy ten wie o czym piszę. Młodzi czytelnicy muszą uwierzyć mi na słowo. Po pół roku treningów wycisnął swoje upragnione 100 kg na klatkę.

Koledzy oraz widoczne efekty ćwiczeń motywowały go do dalszej pracy nad sobą. Szczególną motywacją były dyplomy i trofea znajomych z siłowni, którzy startowali w zawodach. Swoje plany musiał jednak nieco odłożyć w czasie ze względu na dwuletnią obowiązkową służbę wojskową w latach 94-96. W wojsku miał do dyspozycji siłownię wyposażoną w podstawowy sprzęt więc mógł dalej rozwijać swoją pasję. Po zakończeniu służby ważył 102kg.

Swój pierwszy upragniony dyplom zdobył na lokalnych zawodach w siłowaniu na rękę w 2001r. Strong Man zainteresował się w 2002r.

W Gnieźnie działało Stowarzyszenie Sportowe Spartakus powstałe na fali popularności tej dyscypliny w Polsce. Artur wygrał klubowe eliminacje i wkrótce wystąpił w swoich pierwszych zawodach.

Zaczął od zawodów międzynarodowych na Słowacji gdzie występowałem z nim w parze. Kilka tygodni później wygrał cieszące się dużą popularnością w regionie zawody o tytuł Najsilniejszego Człowieka Grodu Lecha a we wrześniu tego samego roku międzynarodową imprezę w Gnieźnie. Na Mistrzostwach Wlkp. zdobył 2 miejsce ustępując Grzegorzowi Peksie.

Kilkanaście zawodów każdego roku, do tego pokazy i imprezy gościnne to już w sumie kilkaset występów na imprezach krajowych i zagranicznych. Do najciekawszych z nich zaliczyć można min występ w Dubaju w 2006r gdzie pokonał takich doświadczonych zawodników jak Tomi Lotta czy Mark Felix. Podczas tamtych zawodów ustanowił rekord świata w spacerze farmera (walizki o wadze 150kg na odległość 50m).

Miło wspomina również starty na ME Środkowej w Pile, wyjazdy na zawody do Węgier, Słowacji, Rumunii Anglii, na Ukrainę, starty w IFSA i WSMC. Częstym kompanem wojaży Artura był Grzegorz Peksa. Taki skład gwarantuje zawsze dużo śmiechu i pozytywnych emocji!

Waluś rywalizował z takimi zawodnikami jak Savickas, Bergmanis, Koklayew oraz z chyba wszystkimi polskimi strongmanami. W 2015 r. zdobył wicemistrzostwo Polski w parach wraz z Bartłomiejem Grubbą. Zajął również drugie miejsce na MP +40. Zakwalifikował się tym samym na MŚ w Belfaście. W gronie 13 zawodników- utytułowanych weteranów z całego świata wywalczył 7 lokatę. Kilka drobnych błędów sprawiło że stracił szansę na podium, które było w jego zasięgu. Po tym występie Waluś miał wielki niedosyt. Z mocnym postanowieniem wyrównania rachunków ma zamiar wrócić do Belfastu w przyszłym roku.

Ulubionymi konkurencjami Artura Walczaką były przede wszystkim Spacer Farmera, schody, przetaczanie opony i wszystkie konkurencje wymagające mocnego uchwytu.

Pomimo swojej wagi-ok 140kg był bardzo dynamiczny i wytrzymały. Problemy sprawiały mu konkurencje bardziej techniczne. W szczególności wyciskanie belki. Kto znał Walusia ten z pewnością widział nie raz jak po zarzuceniu belki na klatkę przebiera nogami jak Kasztanka Piłsudskiego a przy jej wyciskaniu zdarzało mu się próbować pomagać… głową 🙂 . Każdy ma jednak swoje lepsze i gorsze strony i takie rzeczy w tym sporcie się zdarzają.

Jednym ze znaków rozpoznawczych Artura były jego tatuaże. Miał na ich punkcie bzika. Pierwszy zrobił sobie wspólnie z kolegą. Był to niewielki skorpion. Inspiracją był film z Dolphem Lundgrenem „Red Scorpion”. Później poszło już z górki. Obecnie tatuaże pokrywają ok 80 proc ciała Walusia i pomału zaczyna się martwić tym że na kolejne nie ma już miejsca. Przedstawiają przeważnie ważne wydarzenia z jego życia lub upamiętniają jego bliskich zmarłych.

Innym hobby jak przystało na Bad Boya są psy obronne. Kocha szczególnie amstaffy i pit bulle. Uważał je wbrew powszechnemu przekonaniu za pieszczochy niesłusznie oskarżane o agresję. Ze swoimi pieszczochami rozumiał się bez słów.

Jeśli chodzi o trofea to trzyma je na balkonie i w piwnicy ponieważ w domu przestało na nie wystarczać miejsca. Medale gromadzi w wiadrach.

Marzy mu się własny dom w którym miałby swój własny „męski pokój”. Mógłby tam z dumą prezentować swoją kolekcję trofeów, hobbystycznie tworzyć muzykę i bawić się mikserem.

Niestety nie wszystkie marzenia Artur zrealizował. Po zakończeniu kariery w Strong Man zaczął trenować MMA. Wystąpił w kilku pojedynkach. Twierdził że po latach treningów siłowych znalazł sobie dyscyplinę, która wniosła coś nowego do jego życia i dała mu motywację do dalszego uprawiania sportu. Nie wiem co popchnęło go do występów w Punch Down. Wielu znajomych próbowało wybić mu to z głowy, jednak Artur zawsze szedł swoją drogą. Skończyło się tak jak wszyscy wiedzą. Mam nadzieję że ta niepotrzebna śmierć będzie dla innych przestrogą aby nie iść w tym kierunku. Spoczywaj w pokoju Artur! Szykuj gdzieś tam hardcorową miejscówkę. Jeszcze razem porzucamy żelastwem. 💪💪💪

Tekst: Przemysła Budziszewski Z Silnych Najsilniejsi

Komentarze

Dodaj komentarz