.. Gorący temat Zwierzęta

TVN UWAGA …. Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt… pod lupą wymiaru sprawiedliwości… w tle zbiórki pieniędzy… 11 milionów przychodu w jeden rok.

Czy działacze Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt rzeczywiście zawsze działają w interesie bezbronnych czworonogów? Na prośbę widzów postanowiliśmy zadać te trudne pytania szefom DIOZ-u.

Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt to jedna z najprężniej działających dziś organizacji tego typu w Polsce. Na czele stowarzyszenia stoją 27-letni Konrad Kuźmiński i 26-letni Eryk Złoty, a wspomaga ich wiceprezeska Krystyna Pietruszka.

Odebranie psa wicemistrzowi świata w psich zaprzęgach

– Dwoje ludzi – Krystyna Pietruszka i Konrad Kuźmiński weszli na mój teren. Bez zaproszenia, bez pytania, bez nakazu. Udali się w kierunku kojca. Z ponad 40 psów wybrali jedną sukę, którą wzięli pod pachę, załadowali do samochodu i odjechali – opowiada Łukasz Paczyński.

„Podczas tej interwencji spotkaliśmy skrajnie zagłodzoną suczkę, ze skrajnie niepohamowanym apetytem, który powodował, że ten pies o mało nie zjadł miski”, mówił w jednym z nagrań Konrad Kuźmiński.

– Wszystkie psy zaprzęgowe na całym świecie muszą spełniać jeden warunek, żeby przeżyć. Muszą jeść, zawsze. I jak są zmęczone, i chore. Więc jak każdemu psu zaprzęgowemu podstawimy miskę, to od razu będzie jadł. A robi się filmik, że ten pies był strasznie głodny. Trzeba rzucić grosz, bo mistrz świata terroryzował psy – oburza się Łukasz Paczyński.

Paczyński jest wicemistrzem świata w wyścigach psich zaprzęgów. Na co dzień żyje wśród zwierząt: psów i owiec. Prowadzi bacówkę w Świeradowie-Zdroju, do niedawna był też właścicielem Centrum Rehabilitacji Zwierząt.

– Odebrana suka była na początku nowotworu. To nie znaczy, że nie była leczona, że wyglądała jakoś superźle. Po prostu to był chory pies, ale do układanki – bajki DIOZ-u – ona super pasowała. Wicemistrz świata w psich zaprzęgach męczy zwierzęta. To się dobrze sprzedaje – mówi mężczyzna.

– Z dużym prawdopodobieństwem na moją sukę zostało zebrane 120 tys. zł – szacuje Łukasz Paczyński.

Choć DIOZ zaprzecza podanym przez Paczyńskiego kwotom, faktem jest, że zbiórkę pieniędzy przez wiele kanałów płatniczych rozpoczęto tuż po interwencji.

– Mieliśmy rodzinną tragedię, bo oczywiście pojawił się internetowy hejt. Oprócz tego mamy bacówkę, sprzedajemy sery i ludzie nie przychodzili na bacówkę, bo jak kupować sery, jak ktoś męczy zwierzęta – opowiada Łukasz Paczyński.

Mężczyzna w ciągu trzech lat walki dowiódł przed wszystkimi urzędami, że właściwie opiekował się odebranym przez DIOZ psem, lecz działacze nie mają sobie nic do zarzucenia.

– Od tylu lat, jeszcze nikt, nie postawił nam zarzutów, że działaliśmy w tej sprawie bezprawnie – odpowiada Konrad Kuźmiński.

– Nigdy nie twierdziłem, że ta organizacja nie pomaga zwierzętom, bo pewnie też pomaga. Wydaje mi się, a wręcz jestem pewien, że Konrad w pewnym momencie się połapał, że właśnie takie akcje jak ze mną, dają duży zastrzyk gotówki na działalność statutową takiej organizacji. I gdzieś ta machina ruszyła – mówi Łukasz Paczyński.

Interwencje z telefonem w ręku

– Ponieważ jestem inspektorem, jeżdżę na interwencje, to nie wyobrażam sobie, żeby wchodzić na interwencję z odpalonym telefonem i nagrywać live’a, bo dla mnie najważniejszą sprawą jest sprawdzenie, w jakich warunkach pies żyje i żeby pomoc temu psu. A tu, za każdą interwencją, za każdym odbiorem, od razu idzie zbiórka pieniędzy – mówi Miron Chmielewski, szef fundacji pomocy zwierzętom „Matuzalki”.

Chmielewski, działając we wrocławskim Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami, zetknął się z obecnym liderem DIOZ, Konradem Kuźmińskim.

– Robił dobre wrażenie, był elokwentny i mocno się angażował. Miał dużo fajnych pomysłów. Po kilku miesiącach zaczął się dziwnie zachowywać. Wyjechał do Jeleniej Góry na interwencję, o której nikomu nic nie powiedział i odebrał psa – opowiada Miron Chmielewski.

Po samowolnej interwencji Kuźmińskiego w sprawie psa skreślono go z listy członków Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. W międzyczasie zaczęły wychodzić na jaw nowe fakty dotyczące jego pracy.

– Do oddziału zaczęły wracać dokumenty z prokuratury, z sądów, które pisał Konrad Kuźmiński. Miały dziwną pieczątkę – koordynatora do spraw prawnych. Takiej funkcji w TOZ-ie nie było. Nagle zaczęły się pojawiać upoważnienia, które mogła wydawać tylko i wyłącznie pani prezes oddziału. Ewidentnie z podrobionymi podpisami – mówi Chmielewski.

– Później przyznał się do tego – dodaje mężczyzna.

Sprawa podrobienia podpisów została umorzona, ale odtąd pan Miron śledzi poczynania dawnego kolegi i założonej przez niego nowej organizacji.

– Razi mnie to, że te wszystkie działania nie są po to, żeby pomagać tym zwierzętom, tylko po to, żeby zdobyć i zbudować historię, którą można sprzedać w internecie – mówi Chmielewski.

Odebranie 16-letniej seterki i młodego kundla

„Ta suczka została odebrana od nowobogackiej patologii”, mówił w jednym z nagrań Konrad Kuźmiński.

– Pies przebywał na dworze, nigdy nie był wiązany. Obok jest las, jej las, była furtka i ona tam sobie chodziła – opowiada Dominik Wiśniewski, właściciel odebranych psów.

„Jest środek nocy, a ja wróciłem z kolejnej interwencji, gdzie odebrałem psa w krytycznym stanie”, relacjonował w nagraniu dotyczącym zwierząt Wiśniewskich prezes DIOZ.

– Około 12 w nocy pojawili się trzej panowie. Przyjechali czerwonym busem, powiedzieli, że są z interwencji i są po psy. Myślałam, że to złodzieje – przyznaje Anna Wiśniewska.

„Pies ma zwyrodnienie w stawach, zgniłe zęby, zgniłą skórę. Kolejny żywy szkielet”, mówił Kuźmiński w nagraniu.

– Neska była w złym stanie, miała chory kark, dlatego musiała jeść ze stojaka, na podwyższeniu. Już chudła ze względu na swój wiek, ale ogólnie była w bardzo dobrym stanie – przekonuje pani Anna. I podkreśla: – Jakbyśmy znęcali się nad tym psem, to nie dożyłaby tak sędziwego wieku, jakim jest 16 lat.

Działacze DIOZ zabrali państwu Wiśniewskim – prócz leciwej seterki – młodego kundelka, którego rodzina przygarnęła przed laty jako ofiarę znęcania się nad zwierzętami.

Na naszą Neskę, po tym jak zabrali pieski, już w nocy ruszyła zbiórka pieniężna. Napisali, że pies był zapchlony, zarobaczony, zaniedbany, wyłysiały, wychudzony. Że nie dawaliśmy jeść, co jest nieprawdą. Zbierali pieniądze, tylko na starszą suczkę, a tego młodszego do dzisiaj nie pokazali w żadnych materiałach, bo po prostu za dobrze wyglądał – mówi pani Anna.

– W trzy dni na samym Pomagam.pl było coś koło 13 tys. zł – mówi kobieta.

Kiedy zabrali psy, już w nocy, zostały wykradzione nam zdjęcia z mediów społecznościowych. I wylał się na nas hejt w internecie. Udostępnili nasze dane, widać imię i nazwisko. Chcieli spalić nasz dom, nasze auto. Dostawaliśmy groźby na telefon, SMS-y, ludzie wydzwaniali, nie znając nas ani całej sytuacji – mówi pani Anna.

– Udało się wyleczyć tego psa z przewlekłego zapalenia skóry, udało się pozbyć pcheł – stwierdza Konrad Kuźmiński.

I co się z nim stało?

Pies po czterech miesiącach życia w ośrodku odszedł – mówi przedstawiciel DIOZ.

Działalność DIOZ bada prokuratura

Działalność DIOZ już kilka lat temu wziął pod lupę wymiar sprawiedliwości. W sądzie w Jeleniej Górze, od kilku lat, toczy się proces, w którym prezes DIOZ oskarżony jest o popełnienie ośmiu przestępstw, w tym trzech kradzieży psów ich właścicielom. Wobec napływających z całego kraju kolejnych zgłoszeń, śledztwo rozpoczęła też prokuratura w Świdnicy.

– Chodzi o kradzieże, przywłaszczenia, zmuszanie do określonego zachowania, naruszenie nietykalności cielesnej wobec osób fizycznych, którym są odbierane zwierzęta– mówi Marek Rusin z Prokuratury Rejonowej w Świdnicy. I dodaje: – Z czynności procesowych wynikało też, że możemy mieć do czynienia z podejrzeniem innego przestępstwa. Chodzi o zbiórki pieniędzy organizowane przez DIOZ.

Ważnym świadkiem w śledztwie jest dawny wolontariusz, który poinformował o bezprecedensowym w jego opinii oszustwie. Chodzi o suczkę Wegę, która w schronisku DIOZ po operacji chirurgicznej uległa wypadkowi.

– Jak wchodziłem do kojca, to ona skakała po nim i poszły jej szwy. Miała flaki na wierzchu. Szybko wpakowali ją do samochodu, zawieźli do weterynarza. Przeżyła. Przywieźli ją do Pietrzykowa. I pojawił się post na Instagramie, że dobry człowiek znalazł psa pod gabinetem weterynaryjnym, zadzwonił do Konrada i się okazało, że pies jest w złym stanie. I czy mu pomogą – opowiada Damian Bieniek.

– Napisałem do nich, co odwalają, że ludzi w ciula robią. I zostałem wszędzie zablokowany – mówi były wolontariusz.

– Nasza współpraca zakończyła się z takiego powodu, że fantasmagorii, które słyszeliśmy od ludzi, było wiele – opowieści dziwnej treści – odpowiada Konrad Kuźmiński, zaznaczając, że historia pana Damiana to nie jest prawda.

– Jeżeli mamy zwierzę, opisujemy jego historię, to opisujemy historię taką, jaką ona jest – zaznacza Kuźmiński.

11 milionów przychodu w jednym roku

DIOZ utrzymuje się z datków. Z najnowszego oficjalnego sprawozdania wynika, że organizacja mogła się poszczycić ok. 11 milionami złotych przychodu w ciągu jednego roku. Kilka miesięcy temu prezes Kuźmiński opublikował jednak filmik, z którego wynika, że stowarzyszeniu grozi finansowy krach.

„Nie stać nas na prowadzenie ośrodka DIOZ-u, w którym wszystkie te zwierzęta mają zapewnioną opiekę. Dla naszych podopiecznych nie jesteśmy w stanie zebrać chociażby na podstawowe leki, pomóżcie nam”, słyszymy w nagraniu.

– Mogę powiedzieć, że przedmiotem naszego postępowania również jest poważne przestępstwo przeciwko obrotowi gospodarczemu – mówi prokurator Marek Rusin.

Finanse DIOZ to jeden z głównych badanych przez prokuraturę wątków. Według naszych informacji, podczas przeszukania schroniska w Pietrzykowie śledczy zabezpieczyli m.in. dokumentację stowarzyszenia i dużą ilość gotówki.

ZOBACZ cały reportaż … Odbierają zwierzęta z prywatnych posesji. „Pies był chory, ale nie pasowało to do ich bajki” …. Reporter: Tomasz Patora ….

Źródło: uwaga.tvn.pl

Dodaj komentarz