Firma Jeremias Sp. z o.o. z Gniezna jest, jak sama o sobie pisze, „wiodącym producentem systemów kominowych w sektorze mieszkaniowym, komercyjnym oraz przemysłowym”. To oddział większej grupy kapitałowej z siedzibą w Niemczech. Jednocześnie, to jeden z największych pracodawców na gnieźnieńskim rynku pracy. Zatrudnia w sumie ok. 600 osób, z tego 400 na produkcji. Połowa to kobiety. Około 190 pracowników, to osoby pochodzenia ukraińskiego zatrudnione za pośrednictwem agencji pracy tymczasowej.
W lutym br. w Jeremias powstała komisja Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Żądają 10% podwyżki, traktowania pracowników i pracownic z szacunkiem, czytelnych zasad przejmowania do pracy w Jeremias po okresie zatrudnienia w agencji, uzgadniania harmonogramu urlopów i uwzględnienia w nich potrzeb załogi, lepszych warunków BHP – w szczególności w sprawie przekraczania norm temperaturowych oraz sprzeciwiają się zmuszaniu ludzi do pracy w nadgodzinach.
O działaniach związku rozmawiamy z dwojgiem pracowników
Dlaczego nie jestem w stanie namówić was choćby na ujawnienie imion?
Pracowniczka: Mściwość kierownictwa jest powszechnie znana, każdemu pracownikowi, który popracował tu choćby kwartał. Wielu ludzi na widok niektórych kierowników, wciąż czuje strach. Dlatego do czasu, aż firma jasno odetnie się od przeszłości, wszyscy w związku wolą być niejawni.
Dobrze, zacznijmy może od łatwiejszych tematów. Jak można się zatrudnić w Waszej firmie i czy warto?
Pracowniczka: Zdecydowana większość pracowników jest zatrudniana na początku przez agencje pracy tymczasowej. Jest ich kilka, w tym takie mniejsze, o lokalnym zasięgu. Zanim taka osoba zostanie zatrudniona przez Jeremias, pracuje tak przeciętnie 5 do 10 miesięcy. Choć to jest bardzo indywidualne. Znam dziewczynę, która pracowała przez agencje 18 miesięcy i następnie nie przedłużono jej umowy.
Pracownik: Taka metoda zdobywania przewagi nad pracownikiem
Pracowniczka: No właśnie, ja osobiście jestem nieprzychylna agencjom. Można wprowadzić 3 miesięczny okres próbny i potem zadecydować. To wystarczający czas, by zaobserwować i wyrobić sobie opinię na temat danej osoby, czy sprawdzi się na danym stanowisku czy też nie. Nie wiem na czym polega problem, że tak się nie robi. Chcemy, aby najdalej po 6 miesiącach pracownicy przechodzili do Jeremiasa. Niestety na dziś jest to bardzo przeciągane, często powyżej roku (ciągłe obietnice i ciągłe wymówki). Mało tego, są problemy z rozliczeniami między pracownikami i agencjami. Cześć osób odchodzi z Jeremiasa, bo nie może się ze swoimi agencjami dogadać na takim poziomie, jak rozliczenie zarobków. Jak się dopytują, chcą uszczegółowić zasady, to wtedy słyszą: „Pani jest problemowa”.
Jak wygląda sprawa zarobków w Jeremias? Jak usłyszałem wcześniej, że pracownik agencyjny w waszej firmie zarabia ok. 3200 złotych brutto, to – delikatnie mówiąc – informacja ta mnie nie powaliła.
Pracownik: Zacznijmy od tego, że Jeremias cały czas twierdzi, że u nich zarabiamy najwięcej. My dobrze zarabiamy, jeżeli cały miesiąc chodzimy do pracy, bierzemy nadgodziny, pracujemy w soboty i niedziele. Wówczas mogę powiedzieć: „Miałem dobrą wypłatę”. Tylko, że na tym traci moje zdrowie, moje życie prywatne, moja rodzina. To jest zwykle kilkadziesiąt nadgodzin miesięcznie.
Pracowniczka: Wszystko bazuje na tym, że non-stop są nadgodziny. Ukraina w zasadzie pracuje na okrągło… Zdarzało się regularnie, że byliśmy do nadgodzin przymuszani. Kierownik wpadał na dział i krzyczał: „Czy to jest, kur…, przedszkole?!”. Trzeba było się zapisywać na nadgodziny i przychodzić dwie godziny przed zmianą lub zostawiać dwie godziny po zmianie. Oczywiście do tego „obowiązkowa” sobota z nadgodzinami. Ludzie mieli problemy, żeby dostać wolne na komunie. Pytano: „A dlaczego ty musisz iść na tę komunię, to jest twoja bliska rodzina?”
Pracownik: Jak tylko związek zawodowy powstał, nagle jak ręką odjął. Przepisy dotyczące czasu pracy zaczęły być bardzo ważne w firmie, a kierownik produkcji rozpowszechniał plotkę na produkcji, że niedziel nie ma z winy związku. Kadra kierownicza nadal potrafi odmawiać urlopu, który pracownik potrzebuje na wizytę u lekarza lub zwykłe załatwienie spraw. Ogólnie cała relacja kierownik-pracownik to szkoła sprzed 100 lat – RÓB I NIE DYSKUTUJ. A nierzadko bywa dużo gorzej, bo część kadry kierowniczej, która przez lata na temat pracowników i bezpośrednio do nich, zwracała się epitetami: downy, debile, śmieci… skrzywdziła setki kobiet i mężczyzn, nadal pracuje i nadal udaje, że nic się nie stało.
Z tego co słyszę, to dużo do życzenia pozostawia to, jak kierownictwo komunikuje się z załogą.
Pracownik: Dokładnie. To się wyraźnie nasiliło wraz z nastaniem pandemii. Wciąż słyszeliśmy, że mamy się cieszyć, że jest praca. Równocześnie zatrudniono w marcu ub.r. nowego dyrektora produkcji. Zmienił się wówczas sposób komunikowania i odnoszenia do ludzi. Język kierownictwa był naganny w stosunku do mężczyzn jak i kobiet, a dyrektor ten fakt kompletnie bagatelizował i udawał, że nic nie wie.
I choć brak szacunku dla pracownika w Jeremias od dawna jest szeroko znany w okolicy, to poprzedni dyrektor ewidentnie poprawiał sytuację, ta kwestia była dla niego ważna. Obecny, niestety swoją ignorancją zaczął budzić demony przeszłości, o których lepiej nie wspominać nawet w tym wywiadzie.
Pracowniczka: Kierownicy mieli upatrzone dziewczyny. …jakieś aluzje z ewidentnym podtekstem, nierzadko wulgarne, dotyczące ich ubioru. Niektóre od razu zaznaczały, że im się to nie podoba. Inne się chowały, unikały kontaktu, nawet wzrokowego. Ale były też kobiety, które mówiły: „Co ja mam zrobić? To jest przecież kierownik.”
Na zakładzie krąży wiele prawdziwych historii o dziewczynach, które doświadczyły obraźliwego traktowania. Prawie każdy z nas mógł zaobserwować niewłaściwe zachowania lub usłyszeć niewybredne żarty skierowane do pracujących obok koleżanek … dobrze gdyby Zarząd miał odwagę rozliczyć się z tych historii.
Mówiliście też o wszechobecnych kamerach, czy jest duża kontrola nad pracownikami i pracownicami?
Pracowniczka: Mamy czas liczony, nawet jak jesteśmy w toalecie. Czasami człowiek był wzywany do biura tylko dlatego, że spędził – ich zdaniem – za dużo czasu w WC. Wciąż nam się przypomina, że kamera jest skierowana na toaletę i żeby nie robić tam żadnych opóźnień, żeby nie chodzić za często, żeby nie robić sobie jakichś tam „wycieczek” itd.
Pracownik: Presja ocierająca się o mobbing była na każdym kroku. Dyrektor nieustannie przypominał kierownikom, że kamery są przeglądane przez „kogoś” w biurze. Sytuacje, gdy ten ktoś „z góry” dzwoni do kierownika, że ma biec na koniec hali, bo tam pracownik stoi, były codziennością, na szczęście od powstania związku ma mniejszą skalę.
Cała machina z kamerami nad głową, wieloma kierownikami zmianowymi miała powodować, że człowiek czuł się ciągle obserwowany, karany bez realnej przyczyny (bo dyskutował), obrażany, wyśmiewany – doprowadziła do tego, że wielu pracowników na hali na widok kierownictwa zwyczajnie czuje strach.
Podsumowując… było kilka przyczyn, które doprowadziły, że ludzie przystąpili do IP. Zmiana dyrektora, wraz z tym pogorszenie metod komunikowania się z ludźmi oraz skrajnie złe odnoszenie do nich. Wreszcie próba narzucenia harmonogramu urlopów, nie oglądając się na opinie ludzi, oraz na ich potrzeby w tym zakresie.
Pracowniczka: Przyszedł taki moment w moim życiu, że zaczęłam sobie planować życie bez Jeremiasa, chciałam uzupełnić wykształcenie i uciec od tego co się dzieje. Bo ja mam szacunek do sobie. Wiele osób myśli podobnie. Okazuje się, że 150 osób które zapisały się do Inicjatywy Pracowniczej, też ma do siebie szacunek. Ludzie przestali się bać, bo dostrzegli szansę… szansę, aby doprowadzić naszą firmę do takiego porządku, żeby można było zarobić pieniądze – bo musimy żyć, potrzebujemy ich – ale nie kosztem upodlenia. Pojawiała się nadzieja i może zostaniemy w Jeremias, będziemy mogli funkcjonować i godnie żyć.
Źródło: ozzip.pl
Dodaj komentarz