
Mój syn jest narkomanem … zaczął brać gdy miał 14 lat ….
Chcesz to napisać?
Tak, bardzo.
Jak to się zaczęło?
Tak naprawdę to nie wiem.
Co możesz powiedzieć o swojej rodzinie?
Męża poznałam jeszcze w liceum. Łączyło nas nie tylko uczucie, wspólne zainteresowania ale przede wszystkim byliśmy przyjaciółmi. Kiedy skończyliśmy studia był ślub. Po dwóch latach wyczekiwane dziecko. Ciąża przebiegała prawidłowo …. ale przy porodzie pojawiły się komplikacje … nasza córka po dwóch dniach od porodu umarła. Niewyobrażalna w naszym sercu tragedia, trauma po śmierci dziecka. Chodziliśmy na cmentarz z którego zalani łzami w milczeniu wracaliśmy. Żeby ukoić ból zarówno mąż jak i ja rzuciliśmy się w wir pracy. Nie planowaliśmy już dzieci, baliśmy się, że historia się powtórzy. Po trzech latach okazało się że jestem w ciąży. Wiadomość przyjęliśmy z radością ale pełni obaw …. urodziłam syna, zdrowego cudownego chłopaka. Żyliśmy tak jak większość rodzin. Nie narzekaliśmy na finanse, było dobrze nawet bardzo dobrze. Nasz syn chodził do przedszkola, później do szkoły. Był dzieckiem otwartym, szybko się uczył, zawsze pomagał koleżankom i kolegom.
Pamiętam kiedy któregoś razu powiedział mi, żebym do szkoły uszykowała mu więcej jedzenia. Zdziwiona mówię ale masz apetyt, on mi odpowiada … mamo mój kolega nie ma śniadania, dzielę się z nim ale dzisiaj mam dużo lekcji, zrób podwójne. Oczywiście zrobiłam i pamiętam jak dziś powiedziałam mu wówczas -synu duma mnie rozpiera, że mam takiego wspaniałego dzieciaka. Był naprawdę dobrym dzieckiem. Kiedy chodziliśmy na cmentarz do naszej córki, zawsze to on zapalał znicz. Wiem, że wiele razy sam odwiedzał grób. Zawsze pamiętał też o grobach rodziców moich i męża. No ale już starczy nie będę zanudzać …. to były piękne lata ….
Używki zaczęły się w gimnazjum?
Tak, a zorientowaliśmy się kiedy syn był w drugiej klasie szkoły średniej. Najpierw niewinnie, prosił mnie czy może iść na „nockę” do kolegi, najczęściej z soboty na niedzielę. Mieliśmy do niego zaufanie i oczywiście pozwalaliśmy.
Nic nie podejrzewaliśmy, wracał zmęczony, mówił że oglądali filmy i najczęściej przesypiał niedzielne popołudnie. Nie ukrywam, że było nam z mężem smutno … nic nie podejrzewaliśmy.
Pewnej niedzieli, mąż poszedł do niego do pokoju i próbował go obudzić żeby jechać razem na mecz, wcześniej wspólnie zaplanowany. Zaczął krzyczeć na ojca, przeklinać. Byliśmy w szoku. To był początek …….
Kiedy zaczęliście syna obserwować?
Już nie pamiętam ale od tego zdarzenia jeszcze trzy lub cztery razy pozwoliliśmy Kacprowi iść na „nockę”, którą ponownie w niedzielę odsypiał. Oczywiście wcześniej rozmawialiśmy z rodzicami kolegi, którzy zapewniali nas, że zawsze są w domu a chłopcy świetnie bawią się, w pokoju jest głośno i wesoło.
To była sobota około godz. 20, mąż zabronił Kacprowi iść na „nockę” … trudno zapomnieć ten dzień … syn trzasnął drzwiami i wyszedł z domu. Patrzeliśmy na siebie w przerażeniu … nic nie mówiliśmy … nasze oczy zdradzały, że myślimy o tym samym. Poszliśmy do pokoju syna, pierwszy raz zrobiliśmy mu przegląd rzeczy. W pokoju jak zawsze był super porządek. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu, zabraliśmy się za sprawdzanie. Trwało to przeszło godzinę, nic nie znaleźliśmy …. wyszłam z pokoju i wówczas usłyszałam … Jolka znalazłem. Mąż na środku pokoju, pod wykładziną znalazł torebeczki -około dwadzieścia pustych i dwie z zawartością- pamiętam jego oczy pełne łez i słowa: dlaczego on to robi? Przytuliliśmy się do siebie …. nie wiem jak to długo trwało, to nie był płacz … to było wycie z rozpaczy. Zalani łzami, czekaliśmy na niego w milczeniu …. nasz syn nie wracał. Około 23 zaczęliśmy go szukać …. jego telefon milczał, koledzy też nie odbierali naszych telefonów. Chodziliśmy bezradni po ulicy … po klubach, dyskotekach, parkach. Nigdzie go nie było. Tej nocy poszliśmy na cmentarz … przy grobie naszej córki leżał on -nasz Kacper- brudny, osikany, bełkoczący syn. Mąż pobiegł po samochód i zabraliśmy go do domu. Mąż, lekarz czuwał przy nim całą noc.
Co było dalej? ……
Rano Kacper zachowywał się tak jakby nic się nie stało wszyscy milczeliśmy. Dopiero wieczorem podjęliśmy pierwszą próbę rozmowy -Kacper był agresywny, krzyczał, szantażował że jak nie będziemy go puszczać na „nocki” to będzie uciekał- nie powiedzieliśmy mu jeszcze, co znaleźliśmy. W poniedziałek chciał iść do szkoły wówczas mąż powiedział mu że to niemożliwe bo jest chory. Buntował się, nie wytrzymałam, weszłam do pokoju i powiedziałam co znalazłam -to przeszukanie pokoju wzięłam na siebie już nie mogłam patrzeć na cierpienie męża- najpierw Kacper na mnie nakrzyczał, nie cytuję tych słów bo serce każdej matki, rozdarłoby się na milion kawałków. Po 30 min., krzyków Kacper zaczął płakać …. W takim stanie zostawiliśmy go w pokoju … wyszliśmy. Tego dnia mąż i ja nie poszliśmy do pracy … przygnębieni w milczeniu siedzieliśmy w domu …. Tak było prawie tydzień, Kacper siedział w swoim pokoju a my obok jak na wartowni. Pod koniec tygodnia zadzwonił telefon, męża pilnie proszono o pomoc w szpitalu. Kacper podsłuchał tę rozmowę i kiedy mąż zaczął ubierać się do wyjścia z pokoju wyszedł syn i powiedział: „tato nie wychodź ja jestem chory” wówczas mąż jak zawsze spokojnym głosem mu odpowiedział „synu tam czeka na mnie młody człowiek który chce żyć, nie wiem czy ty chcesz żyć a ja nie chcę być już Twoim niewolnikiem …. dodał jeszcze wrócę wieczorem” założył płaszcz i wyszedł.
Po dłużej chwili zapłakany Kacper przyszedł do mnie, przytulił się i zaczął opowiadać ….. nie przytulałam go -nie miałam sił, nie płakałam -nie miałam już łez. Słuchałam i zastanawiałam się co jest prawdą a co manipulacją. Mówił o sobie, o swoich kolegach, kiedy i kto posunął mu pierwszy raz to świństwo, od kogo kupował, skąd miał pieniądze …. jak nas kłamał, oszukiwał. Milczałam …. przed powrotem męża zapytałam tylko co chce na kolację? Kacper przestał płakać i powiedział …. mamo siedź, ja przygotuje kolację. Siedziałam, widziałam jak krząta się przy kuchni, jak dopytuje się mi co jak zrobić … jak stawia świeczki na stole i naprzemiennie spogląda na zegar lub w okno by sprawdzić czy już ma zapalić przed powrotem taty. Mąż wrócił, zobaczył pięknie przygotowany stół, przytulił mnie i szeptem na ucho do mnie powiedział „ja mu nie wierzę”. Tego dnia nie usiadłam z nimi do stołu, przeprosiłam i powiedziałam że idę się położyć bo jestem chora. Tak, czułam że jestem chora, bo byłam chora …. chora na naiwność!!! Syn z ojcem rozmawiał do rana …………
Czy to coś zmieniło?
Zmieniło nasze życie … zmieniło mnie … ograniczyło moje zaufanie do ludzi.
Jak teraz wygląda wasze życie?
Co mam powiedzieć, syn „jest czysty” …. Kacper chciał iść na medycynę ale mając poczucie swojej choroby (warto pamiętać to można „zasuszyć” ale chorym się jest do końca życia) kończy weterynarię, nasz dom stał się przytuliskiem starszych schorowanych zwierząt. Patrzę na niego każdego dnia z jaką miłością o nie walczy, jak one go kochają, jak się wspierają -ten widok- to jedyne lekarstwo które dodaje mi sił. Mąż ratuje życie ludzkie a Kacper zwierzęta …. niech ta chwila trwa.
Przez cały czas chodzimy na grób córki, za każdym razem wracają wspomnienia, kiedy tam stoję … dziękuję Bogu, że nie zabrał syna.
Masz żal do kogoś?
Żal (???) mam złość (!!!!) do siebie że byłam tak łatwowierna ….. może trochę żalu mam do kolegów syna, ich rodziców, nauczycieli oni wiedzieli …. milczeli.
Co byś dzisiaj po latach powiedziała naszym czytelnikom ….
W każdym domu może dojść do tragedii, mój syn mimo choroby żyje. Nie bądźcie naiwni.
Przy okazji jako rodzic proszę policję aby zaczęła skutecznie walczyć z osobami sprzedającymi, namawiającymi do brania tego świństwa. Do tragedii może dojść też w waszych rodzinach ….
Dziękuję za zaufanie – Gniezno-Fakty-Interwencje
Zapisała: Anna Nowak, źródło: czytelnik
Prawdziwa historia …..
Dodaj komentarz